Na swoją działkę w Kamieniu zaprosiła nas pani Asia, instruktor zajęciowy. Miejscowość leży nad Wisłą na obszarze Rudniańskiego Parku Krajobrazowego, otoczona lasami i chroniona przez Górę Ratową posiada dokumenty lokacyjne już od 1319 roku, idealna dla miłośników leśnych spacerów. Szlaki kluczą leśnymi duktami łagodnie pod górkę, by znów zejść w dół. Kryją w sobie bogactwo przyrodnicze, stanowią ptasią oazę nad zbiornikiem wodnym i miejsce postojowe dla ptaków wędrownych aż dla 138 gatunków. Ścieżką Ornitologiczną można podążać, by wypatrywać fruwających stworzeń.

W czasie wędrówki należało uważać, bo na tych terenach niegdyś było morze, więc nawet te resztki morskich fal trzeba jeszcze dziś omijać na ścieżkach. Inni mówili, że tędy płynie mała Wisła. Tak czy siak nie było lekko.

Skoro było morze, to na tych nieasfaltowanych ścieżkach można znaleźć fragmenty amonitów, głowonogów morskich najczęściej zwiniętych w spiralnych muszlach pięknych i niezwykle drogich. My znaleźliśmy jedynie zaskrońca. Dobre i to.

Nad Wisłą są tereny żyzne, zatem roślinność bujna, taki skrzyp polny był moich rozmiarów, mnóstwo kwiatów i ziółek, dlatego wyjechać można było z bukietami dziurawca do zasuszenia.

Warto było również pójść na punkt widokowy.

A potem poszliśmy na jednego, jakżeby inaczej, skoro był plener, muzyka i śpiew.

Zwiedzałam i podziwiałam ten wspaniały ogród za ogrom pracy tu włożonej, za bogactwo kwiatów, krzewów i drzewek.

Bioróżnorodność imponująca, wszystkie rośliny świata, które zdołają w naszych warunkach przeżyć, ale trzeba jeszcze dbać o nie i pielić. Przywiozłam sobie poziomkówkę indyjską, kwitnie na żółto i ma czerwone owoce jadalne.

Bez legend również Kamień nie może się obejść. Choćby tej o św. Rochu, patronie ogrodników i opiekunie zwierząt domowych. Całe jego życie to było wędrowanie i pomaganie innym. Kiedy zachorował na dżumę, zbudował sobie szałas w lesie, by nie zarażać innych. Za jakiś czas koło szałasu cudownie wytrysnęło źródełko, by była woda, natomiast świeży chleb przynosił mu w pysku jego wierny pies. Roch, ten wieczny wędrowiec z pieskiem trzymającym chleb miał stanąć u bram posesji, lecz nie znalazł się artysta, który by zechciał zrobić postać świętego, stąd figurka Maryi pod drzewem.

Gościnna gospodyni grała na gitarze, śpiewała, towarzystwo cały czas bawiła, a potem zaprosiła na najlepsze lody, ja przywiozłam do Krakowa jagodowo-truskawkowe. Pycha. Nie mówię żegnaj, napiszę: do zobaczenia kochani w Kamieniu!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *